General English
Małgorzata Dolnicka
W dniach 14 – 29 sierpnia przebywałam na Malcie w miasteczku Pembroke, gdzie uczestniczyłam w kursie językowym.
Na Maltę leciałam zupełnie sama i nie ukrywam, że po wylądowaniu czułam się trochę zdezorientowana i zagubiona. Ale na lotnisku czekał kierowca z samochodem, który zawiózł mnie do szkoły. Po przekroczeniu bramy zobaczyłam widok, który natychmiast poprawił mi nastrój. Okazało się, że szkoła mieści się na terenie historycznego kampusu, który służył jako siedziba wojsk brytyjskich. Największe wrażenie wywarł duży basen na dziedzińcu i przepiękny ogród. Następnie bez problemów załatwiłam wszystkie formalności z zakwaterowaniem i ruszyłam na rekonesans po ośrodku.


W pierwszym tygodniu uczestniczyłam w zajęciach prowadzonych przez uroczą, cierpliwą nauczycielkę, której mama jest Norweżką a tata Tunezyjczykiem. Wraz ze mną w grupie były trzy panie z Polski i student z Wybrzeża Kości Słoniowej. Po tygodniu przeniesiono mnie do grupy bardziej zróżnicowanej. Byli w niej fantastyczni ludzie z Japonii, Hiszpanii, Ukrainy i Niemiec. Zajęcia te prowadziła rodowita Maltanka. Na kursie codziennie rozmawialiśmy o tym co robiliśmy wczoraj i jakie mamy plany na popołudnie, o kulturze i zwyczajach w naszych krajach, o sposobie życia czy też problemach dotykających mieszkańców, co zdecydowanie wzbogacało naszą wiedzę ale także zasób słownictwa, a języka uczyliśmy się tak jakby zupełnie przy okazji.


Zajęcia odbywały się codziennie od poniedziałku do piątku ale popołudnia i weekendy poświęcałam na zwiedzanie tego maleńkiego, uroczego kraju. Nieopodal kampusu znalazłam skaliste wybrzeże z zejściem do morza, gdzie woda była ciepła i przejrzysta a kąpiel w niej stanowiła cudowny relaks po zajęciach.

Szkoła organizowała codziennie wspólne wyjazdy , w których dwukrotnie wzięłam udział. Najpierw na wyspę Gozo, gdzie widzieliśmy zabytki i cuda natury, rajskie plaże, Blue Grotto a następnym dniu po najpiękniejszych miejscach Malty : Marsaxlokk z przepięknymi kolorowymi łódeczkami, Blue Lagoon z turkusową wodą, Klify Dingli. Oba wspólne wyjazdy oprócz wrażeń estetycznych dostarczały kolejnych możliwości szlifowania języka.


Podróżowałam również sama. W mieście Mosta zobaczyłam bazylikę z imponującą, jedną z największych na świecie, kopułą. Urzekła mnie Valetta, najmniejsza stolica świata, jednak największe wrażenie wywarła na mnie maleńka Mdina, Miasto Ciszy, zamknięta dla ruchu kołowego, w której wąskich uliczkach cudownie było się zatracić.


Nawet zakupy w zwykłym maltańskim supermarkecie można było traktować jak przygodę.



Mieszkanie, w którym zostałam zakwaterowana dzieliłam z Bułgarką a naszymi sąsiadami byli Czesi, Turcy, Japończycy, Hiszpanie i na każdym kroku spotykałam się z życzliwością i zrozumieniem. Wiele godzin spędzaliśmy na rozmowach w przepięknej scenerii w ogrodzie i nad basenem.



Dwa tygodnie bardzo szybko minęły i żal było wyjeżdżać ale opuszczałam Maltę bardzo zadowolona, bo chociaż Byłam na Malcie sama, to udało mi się nawiązać wiele znajomości, a przede wszystkim uwierzyć w swoje możliwości i przełamać barierę spowodowaną niedoskonałą znajomością języka angielskiego. Z pełnym przekonaniem mogę polecić taką formę nauki ponieważ oprócz doskonałych efektów przynosi bardzo wiele satysfakcji, radości i relaksu.
